"Jesteśmy tylko pięknymi ludźmi", czyli "Jackie" (2016)


Tytuł: "Jackie"
Reżyseria: Pablo Larrain
Scenariusz: Noah Oppenheim
W rolach głównych:
 Natalie Portman, Peter Sarsgaard, Billy Crudup, Greta Gerwig
Muzyka: Mica Levi
Rok: 2016
Gatunek: Biograficzny, Dramat

        Rodzina Kennedych została naznaczona wieloma tragicznymi zdarzeniami. Popularne stało się nawet sformułowanie "klątwa rodziny Kennedych". Postacią, która przeżyła najdłużej (nie licząc Caroline Kennedy), ale i najwięcej jest właśnie Jacqueline Kennedy. Poronienie, zabójstwo męża, śmierć dwojga dzieci. Na Jackie patrzył cały świat. Przecież to najsłynniejsza Pierwsza Dama na Świecie. Stała się ikoną. Pablo Larrain i Noah Oppenheim postanowili ukazać ją zarówno przed, jak i po śmierci prezydenta. (Choć tego pierwszego nie ma tu za wiele). Cierpienie i narastająca obsesja Kennedy stały się dla Natalie Portman dobrą podstawą do wykorzystania jej manier aktorskich i odtworzenia postaci opus magnum.


Natalie Portman jest w roli Jackie Kennedy zachwycająco perfekcyjna i prawdziwa.
       W "Jackie" kadry nie układają się chronologicznie. Podstawą jest rozmowa Pierwszej Damy (Natalie Portman) tydzień po pogrzebie z dziennikarzem (Billy Crudup), który ma stworzyć reportaż o niej, o wydarzeniach związanych ze śmiercią Johna Kennedy'ego (Caspar Phillipson), o ceremonii pochówku i tym, co teraz kobieta zamierza zrobić. Jackie okazuje się być wtedy odrobinę zimna i zostaje wykreowana na nietypową femme fatale. Drugą linią fabularną są właśnie retrospekcje z jej przeżyć przed, w trakcie i po śmierci męża. Ukazują one właśnie tę Prezydentową, która tuż po zabójstwie prezydenta poczuwa się do jak najlepszego upamiętnienia jego postaci. Wtedy obserwujemy przygotowania do pogrzebu - Kennedy powoli zaczyna robić z niego przedstawienie. Wystawia siebie i swoje dzieci przed kamery. Chce pokazać wszystkim jak ze starej, pogodnej Prezydentowej Jackie zmieniła się w skrzywdzoną wdowę Jacqueline Bouvier Kennedy i równocześnie wyjść z klasą z całego zajścia. Widzimy także jej relację z bratem zmarłego - Robertem, za wszelką cenę chroniącym bratową i jej dzieci. Trzecią linią fabularną jest rozmowa Prezydentowej z księdzem, która ma pomóc jej w rozwiązaniu dylematów moralnych, jakie zrodziły się w jej głowie po zabójstwie męża.

Idealnie odtworzone kostiumy i charakteryzacja sprawiają, że cała historia nabiera większego realizmu.
          Usłyszałam co do "Jackie" bardzo dużo zarzutów. Że niepotrzebny, że nudny, że się dłuży, że muzyka denerwująca, że dzieci źle grają, że nie do końca wygrany emocjonalnie. Żadnego złego słowa nie słyszałam tylko o Natalie Portman i osobiście uważam, że jest to jej najlepsza rola. Nawet lepsza niż ta Niny Sayers w "Czarnym Łabędziu" Darrena Aronofsky'ego, za którego aktorka otrzymała przecież Oscara w 2011 (Takie małe wtrącenie: Nat była wtedy w pierwszej ciąży, a była to jej druga nominacja i pierwsza nagroda. Teraz jest w drugiej ciąży i ma trzecią nominację, więc... może... może...). Obsesyjnie dążąca do perfekcji baletnica była przecież postacią fikcyjną, którą Portman miała dopiero stworzyć, a co za tym idzie, przekazać jej wiele swoich manier aktorskich, które aktorka i tak świetnie ograła. W przypadku Jackie Kennedy, Natalie musiała wczuć się idealnie w postać znaną na całą kulę ziemską. Przejąć jej maniery, sposób wypowiadania się, chodzenia. Udało jej się to znakomicie. Peter Sarsgaard jako Robert Kennedy także wypada bardzo naturalnie i dobrze współpracuje z Portman. Billy Crudup dostał taką specyficzną postać, o której podejściu do swojego reportażu nie wszystko nam wiadomo. Z jednej strony, odnosi się do rozmówczyni z szacunkiem, a z drugiej od czasu do czasu zada jej trudne pytanie, na które Prezydentowa choć odpowiada, to chcąc ukazać ludziom siebie jako nieskażoną ikonę chcącą po prostu jak najlepiej uczcić zmarłego męża, nie wyraża zgody na opublikowanie swoich słów. Nie wydaje się to jednak takie rażące i znieważające, ponieważ zarówno Jackie, jak i dziennikarz, często wypowiadają się dość ironicznie i sarkastycznie. Najgorszymi punktami aktorskimi w filmie są, moim zdaniem, Beth Grant i John Caroll Lynch w roli nowej pary prezydenckiej. Z naciskiem na Lady Bird Johnson, która jest tragiczna.

Oglądanie powstawania reportażu pozwala na zobaczenie obsesyjnej manipulacji medialnej przez Jackie.
       Nie chcę oceniać aktorsko dzieci, bo w tym przypadku po prostu się nie wyróżniały. Ani nie grały źle, ani dobrze. Tak zwykle, przeciętnie. Mam jeden zarzut co do ich ról, ale nie co do zagrania, tylko co do ilości, w jakiej pojawiły się na ekranie i ile tekstu miały do powiedzenia.

Kostiumy zostały odtworzone idealnie. Jest to zasługa genialnej Madeleine Fontaine.
        "Jackie" to nie jest jednak film idealny. Potencjał nie został do końca wykorzystany. Film trwa zaledwie godzinę i trzydzieści pięć minut, więc metraż nie jest zbyt długi, a brakuje mi kilku scen z wywiadu, rozmowy Jackie Kennedy z księdzem oraz tych z dziećmi. Wiadomo, że historia została mocno polukrowana, ale nie odbiera jej to pewnego realizmu, choć to głównie zasługa Natalie Portman. A nie wiem czy tak powinno być. Był pomysł na stworzenie wielkiego dzieła, które zdominuje swoim dramatyzmem Nagrody Akademii Filmowej. Nie do końca się udało. Mamy hermetyczną opowieść o kobiecie zanurzonej w swojej obsesji, żyjącej tymi dramatycznymi wydarzeniami przed kamerami, całym światem. Opowieść jednak miała szansę na bycie stuprocentowo podbudowanym na płaszczyźnie psychologicznej, rozbrajającym arcydziełem. Sceny z Natalie Portman i Johnem Hurtem wyszły naprawdę świetnie i wypadałoby dać ich trochę więcej. Ostatnim słabym punktem, o którym wypada mi tu wspomnieć jest oczywiście Beth Grant. Fakt, już o niej pisałam, ale wiecie, jak tylko ona się pojawia na ekranie, to ma się ochotę wyjść z kina.

To kto zdobędzie w tym roku Oscara? Natalie też na niego zasługuje.

          Według mnie, naprawdę warto zobaczyć "Jackie". Usłyszeć z ust Natalie Portman kilka wersów z "Camelotu". Zobaczyć te wszystkie sekwencje pełne cierpienia i najważniejsze, wyrobić sobie własne zdanie na temat tej produkcji, która podzieliła widzów chyba jeszcze bardziej niż "La La Land".

#TAKBARDZOOSCAROWO

"Jackie" została nominowana w 3 kategoriach: najlepsza aktorka pierwszoplanowa - Natalie Portman, najlepsza muzyka oryginalna - Mica Levi i najlepsze kostiumy - Madelin Fontaine. Jakie ma szanse? Natalie naprawdę zasługuje na Oscara, ale w tym roku konkuruje z Emmą Stone i Isabelle Huppert, które także pokazały się ze swojej najlepszej strony. Muzyka - no! No! No! Mica Levi stworzyła naprawdę emocjonujący soundtrack, ale w tym roku w tej kategorii królować będzie Justin Hurwitz. Ja ze stuprocentową pewnością przyznałabym statuetkę genialnej Madeline Fontaine za perfekcyjnie odtworzone kostiumy.







Widział już ktoś może? Jak wrażenia? #TeamEmma czy #TeamNatalie? A może #TeamIsabelle?








ŹRÓDŁO ZDJĘĆ: filmweb.pl, kinówki.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz