Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OSCARY 2017. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OSCARY 2017. Pokaż wszystkie posty
Nasza droga po nagrody, czyli "Lion. Droga do domu" (2016)

Nasza droga po nagrody, czyli "Lion. Droga do domu" (2016)


Tytuł: "Lion. Droga do domu"
Reżyseria: Garth Davis
Scenariusz: Luke Davies
W rolach głównych: 
Dev Patel, Rooney Mara, Nicole Kidman, Sunny Pawar, David Wenham
Muzyka: Dustin O'Halloran, Volker Bertelmann
Rok: 2016
Gatunek: Dramat

      "Lion. Droga do domu" to kolejny film, który niepostrzeżenie trafił do nagrodowej stawki, a w Polsce przeszedł przez kina bez większego echa. Ja z jednej strony byłam bardzo ciekawa produkcji opowiadającej ciekawą (a przynajmniej według opisu) historię, a z drugiej ani zwiastun, ani żadne inne materiały nie zbudziły we mnie większych emocji. Jednak nagrody za najlepszy debiut i inne sukcesy filmu Gartha Davisa sprawiły, że i tak moje oczekiwanie były "jakieś".

Emocje, tak bardzo dużo emocji... Żartowałam!
      Filmy podzielony jest na dwa akty. Pierwszy opowiada o zagubieniu małego chłopca (Sunny Pawar) na ulicach Kalkuty, poszukiwaniu swojej biologicznej rodziny i znalezieniu zastępczej. Druga część dzieje się już w czasach, kiedy Saroo (Dev Patel) jest dorosły. Młody chłopak po kursie hotelarstwa, na którym poznaje swoją przyszłą dziewczynę, Lucy (Rooney Mara), postanawia znaleźć swoją prawdziwą rodzinę. Poszukiwania pochłaniają większość jego czasu, jednak Saroo chce utrzymać to w tajemnicy. Głównie przed wyniszczoną przez swoją relację z drugim synem (Divian Ladva) matką (Nicole Kidman).

Ten malec to najbardziej urocze dziecko w kinie tuż po Jacobie Tremblayu. Tak dobrze utrzymać na swoich malusieńkich barkach całą pierwszą część filmu.
      "Lion. Droga do domu" to film, który chce być wielkim, epickim dziełem, na którym ludzie będą płakać i pełnie utożsamiać się z bohaterami. I tak jest. Ale tylko do końca pierwszego aktu... (no i może w końcowej sekwencji). Sunny Pawar w roli małego Saroo jest genialny i nie pozwala o sobie zapomnieć już do samego końca seansu. A taka prawda, że chłopiec na swoich barkach musiał utrzymać cały pierwszy akt, bo to on tam praktycznie tylko grał. Partnerowała mu za to świetna muzyka i znakomite zdjęcia. Niestety, później pojawił nam się mały problem. W drugiej części w rolę Saroo wciela się Dev Patel i choć aktor stara się jak może i jest dość charyzmatyczny, ale jego postać nie jest w ogóle rozbudowana. Z malusieńkiego, zagubionego, ale odważnego chłopczyka zmienia się on (za pomocą czarnego ekranu?!) w niby mądrego, niby towarzyskiego mężczyznę, ale nam trudno jest w cokolwiek, co pokazane jest na ekranie, uwierzyć. Moim zdaniem, "Lion" ma naprawdę słaby scenariusz i nikt z twórców nie wie, jak tę historię nam przekazać. Zaangażowali zatem Deva Patela (no, bo on przecież grał już w takim filmie, co było tak na temat jego pochodzenia, c'nie?!), Nicole Kidman (no, bo niech sobie kobita popłacze trochę) i Rooney Marę - według mnie, nie wiadomo, po co, bo jej postać jest jak powietrze i mógłby ją równie dobrze zagrać ktoś zupełnie inny. Trzeba było po prostu zacząć od dobrego scenariusza. Rozwiązałby on wszystkie problemy.

Tu nie ma chemii. Tu nie ma emocji. Co ja piszę?! Tu nawet żadnej głębszej relacji nie ma.

        Postacie są tak bezpłciowe, że ciężko oglądać ten cały drugi akt. Z nikim nie czujemy się specjalnie powiązani. Ktoś się z kimś rozstaje - a niech się rozstaje. Ktoś gdzieś wyjeżdża - a niech wyjeżdża. Co nas to w ogóle obchodzi. Dev Patel i Rooney Mara stworzyli poza tym, jeden z najgorszych ekranowych związków XXI wieku. On - choć ma postać ugruntowaną na pewnych przeżyciach z dzieciństwa, to na przestrzeni lat nikt nie odczuwa jego rozwoju. Ona - właściwie, to nie wiem, co mam o niej napisać. Mara odegrała postać, która zupełnie nie ma żadnego charakteru. Miała chyba odegrać kogoś na wzór Alicii Vikander w "The Danish Girl" (swoją drogą, beznadziejny film), czyli wspierającej swojego partnera w najcięższych chwilach, jakimi w przypadku "Lion" były poszukiwania swojej rodziny (Ave, Google!) i wyprawy w tym celu. Tylko coś nie pykło. Między bohaterami brak jakiejkolwiek chemii. Jeśli chodzi o Nicole Kidman, to uważam, że to kolejna bohaterka, która powinna odegrać w życiu Saroo jakąś większą rolę, ale nie odgrywa. Nikt nam nie raczy tego pokazać. Co prawda, widzimy, że relacja między nimi jest dość silna i chłopak jest do kobiety bardzo przywiązany, ale poza tym, nic więcej.

Poszukiwanie prawdziwej rodziny Saroo odbywają się emocjonalnie zupełnie gdzie indziej. Przynajmniej dla  mnie, bo ja tutaj nic nie poczułam, a dopiero sceny, w których Dev Patel odkrywa swoje pochodzenie dają jakiekolwiek uczucia.

         Z "Lion" na pochwałę najbardziej zasługują Sunny Pawar, znakomita muzyka i zdjęcia. Soundtrack jest tutaj naprawdę dobry i świetnie dopełnia pewne niedopowiedzenia, których naprawdę pełno. Poza tym, tak jak już powtarzałam - nic więcej. Aktorsko wybija się przede wszystkim Sunny Pawar, który jest istnym objawieniem (w tym roku mamy naprawdę dużo dziecięcych objawień. Nikt jednak specjalnie nie zostaje w tyle. (No może oprócz Rooney Mary, ale z nią problem jest raczej taki, że po tych jej wszystkich świetnych kreacjach, spodziewałam się czegoś naprawdę spektakularnego, a niestety, nie wyszło za bardzo).


Czy warto zobaczyć? Seans nie jest męczący. Wręcz przeciwnie, jeśli chodzi o świetną pierwszą część. Później dzieją się jakieś trele-morele, a dramaty głównego bohatera zostają wygrane jedynie na prostych, przewertowanych przez kino setki razy schematach.

OCENA: 5,75/10

#TAKBARDZOOSCAROWO

Nominacja dla "Lion" w głównej kategorii jest dla mnie troszkę śmieszna, bo film na nią absolutnie nie zasługuje. Zostały mi do obejrzenia jedynie 3 filmy z tej kategorii ("Manchester by the Sea", "Aż do piekła", "Fences") i uważam, że jak na razie (i wątpię, że to się zmieni) film Gartha Davisa jest najgorszy. Tak samo jest ze scenariuszem. Akademia aktorsko postanowiła uznać Deva Patela i Nicole Kidman i ja nie będę się z tym wyborem zbytnio kłócić, bo nie jest on ani jakimś rażącym błędem, ani Patel i Kidman nie są jakimiś głównymi kandydatami do statuetek (choć Dev nadal stoi w gronie możliwych). Scenariusz - nie! (Poza tym, ja w adaptowanych już mam swojego faworyta). Muzyka, zdjęcia - zasłużone nominacje.




ZDJĘCIA: filmweb.pl (dużo jest, bo jak film taki sobie, to chociaż sobie popatrzcie)
Wszystko ma swój początek i koniec, czyli "Nowy początek" (2016)

Wszystko ma swój początek i koniec, czyli "Nowy początek" (2016)



Tytuł: "Nowy początek"
Reżyseria: Denis Villeneuve
Scenariusz: Eric Heisserer
W rolach głównych:
Amy Adams, Jeremy Renner, Forest Whitaker
Muzyka: Jóhann Jóhannsson
Rok: 2016
Gatunek: Thriller, Sci - Fi

        Denis Villeneuve to jeden z najbardziej wyrazistych reżyserów ostatnich lat. Wystarczy tylko wspomnieć "Pogorzelisko", "Labirynt" lub choćby zeszłoroczne, pominięte przez Akademię "Sicario". W 2016 świat obiegła wiadomość, że Villeneuve stanie za kamerą nowego "Blade Runnera", więc tym bardziej ciekawość względem jego kolejnej produkcji zaczęła wzrastać. "Arrival" (jakoś wolę ten oryginalny tytuł - skrywa w sobie ten niezwykły urok i tajemnicę filmu) to bowiem pierwsze dzieło science fiction i to wydaje się, że właśnie w takim stylu, w jakim Denis tworzy "Łowcę androidów 2049". "Nowy początek" spodobał się i za oceanem i u nas, ale przeczuwam, że pewnie będzie  znany jako jeden z tych, w których wystąpiła niesłusznie pominięta przez Akademię aktorka pierwszoplanowa - Amy Adams.

"Arrival" wydaje się być dobrą podstawą do stwierdzenia, że "Blade Runner 2049" będzie naprawdę udaną produkcją.
      Dr Louise Banks (Amy Adams), wybitną lingwistka, zostaje zwerbowana przez siły obronne kraju, aby usiłowała porozumieć się wysłannikami innej cywilizacji, którzy nawiedzili Ziemię w dwunastu miejscach, ale nie wiadomo czy obcy przybyli w celach pokojowych, czy są zwiastunem inwazji. W zespole badawczym wspomagają lingwistkę pułkownik Weber (Forest Whitaker) oraz znakomity fizyk Ian Donnelly (Jeremy Renner). Louise jeszcze nie wie, jak ogromny wpływ na jej życie, będzie miała ta praca.

Amy Adams jako Louise Banks jest niesamowicie naturalna i niezwykle wrażliwa. Dziwne, że Akademia tego nie zauważyła.
       Film Denisa Villeneuve wielu wydaje się mieć dużo wspólnego z "Interstellarem" Christophera Nolana , czyli dobrej, ale przeintelektualizowanej, ckliwej produkcji z manierycznym Matthew McConaughey'em. Jego historia zdawała się być w sumie podobna jak u naszego kanadyjskiego reżysera. Wszyscy bardzo liczą, fabuła wydaje się być ambitna i wciągająca, ale na końcu okazuje się historyjką z morałem (z której i tak zrozumiało się mniej niż z tego, co z niej wynikło) dla wielbicieli melodramatów. Villeneuve obszedł jednak swój naukowy temat podszyty metafizycznymi prawdami. Obszedł go też Heisserer, który stworzył, moim zdaniem, wręcz genialny scenariusz - znakomitą podstawę pod pracę reżysera i świetnych aktorów. Amy Adams odgrywa swoją postać bardzo naturalnie, wrażliwie, a przy tym nie jest niepotrzebnie patetyczna, co było moją wielką obawą w trakcie oglądania filmu. Pilnowałam jej wręcz na każdym najmniejszym kroku, sprawdzałam ją, filtrowałam, ale nic nie znalazłam. Amy była swoją postacią w taki sposób, jakby ta była jej bardzo bliska. Jeremy Renner, który na ekranie jej partnerował także poradził sobie znakomicie, ale uważam, że jego możliwości i tak nie zostały w pełni wykorzystane. Nie do końca przekonał mnie za to Forest Whitaker. Jego postać nie została zbytnio zbudowana, przez co nie zawsze można zrozumieć jego postępowanie. To właśnie minus "Nowego początku".

Science fiction, które jest bardziej "science" niż "fiction"? Absolutnie tak!
      Strona techniczna produkcji jest zachwycająca. Dźwięk, oświetlenie budują niepokojącą atmosferę. Do tego ta muzyka Jóhanna Jóhannssona. Choć z drugiej strony, nie dziwi mnie zbytnio jego dyskwalifikacja przez Akademię z powodu użycia przez niego w tym soundtracku brzmień, które wykorzystał już w swoich poprzednich dziełach (m. in. w "Sicario").  Jest to, niestety, odrobinę słyszalne, ale dobra, trzeba oddać cesarzowi to, co cesarskie i Jóhannsson według mnie, spełnił i tak swoje zadanie znakomicie, tworząc jeden z najlepszych soundtracków 2016 roku, a szkoda tylko jest dla niego, że nie mógł dostać kolejnej nominacji.

Pięknie oświetlone kadry, znakomita muzyka, niesamowite zdjęcia tworzą gęstą, niepokojącą atmosferę.
        Moim zdaniem, "Arrival" to film, który naprawdę warto zobaczyć. Nie nuży, wymaga wytężenia komórek mózgowych, przy czym w ogóle nie męczy. A Amy Adams? Niesamowita. Nominacja!!! Gdzie jest nominacja?!?!

#TAKBARDZOOSCAROWO

"Nowy początek" zgarnął 8 zasłużonych nominacji. Absolutnie powinien zdobyć statuetkę za najlepszy dźwięk i wydaje mi się także dobrym kandydatem do tej za najlepszy scenariusz adaptowany, ale nie widziałam jeszcze żadnej produkcji z tej kategorii właśnie poza "Arrivalem".


ŹRÓDŁO ZDJĘĆ: filmweb.pl
"Jesteśmy tylko pięknymi ludźmi", czyli "Jackie" (2016)

"Jesteśmy tylko pięknymi ludźmi", czyli "Jackie" (2016)


Tytuł: "Jackie"
Reżyseria: Pablo Larrain
Scenariusz: Noah Oppenheim
W rolach głównych:
 Natalie Portman, Peter Sarsgaard, Billy Crudup, Greta Gerwig
Muzyka: Mica Levi
Rok: 2016
Gatunek: Biograficzny, Dramat

        Rodzina Kennedych została naznaczona wieloma tragicznymi zdarzeniami. Popularne stało się nawet sformułowanie "klątwa rodziny Kennedych". Postacią, która przeżyła najdłużej (nie licząc Caroline Kennedy), ale i najwięcej jest właśnie Jacqueline Kennedy. Poronienie, zabójstwo męża, śmierć dwojga dzieci. Na Jackie patrzył cały świat. Przecież to najsłynniejsza Pierwsza Dama na Świecie. Stała się ikoną. Pablo Larrain i Noah Oppenheim postanowili ukazać ją zarówno przed, jak i po śmierci prezydenta. (Choć tego pierwszego nie ma tu za wiele). Cierpienie i narastająca obsesja Kennedy stały się dla Natalie Portman dobrą podstawą do wykorzystania jej manier aktorskich i odtworzenia postaci opus magnum.


Natalie Portman jest w roli Jackie Kennedy zachwycająco perfekcyjna i prawdziwa.
       W "Jackie" kadry nie układają się chronologicznie. Podstawą jest rozmowa Pierwszej Damy (Natalie Portman) tydzień po pogrzebie z dziennikarzem (Billy Crudup), który ma stworzyć reportaż o niej, o wydarzeniach związanych ze śmiercią Johna Kennedy'ego (Caspar Phillipson), o ceremonii pochówku i tym, co teraz kobieta zamierza zrobić. Jackie okazuje się być wtedy odrobinę zimna i zostaje wykreowana na nietypową femme fatale. Drugą linią fabularną są właśnie retrospekcje z jej przeżyć przed, w trakcie i po śmierci męża. Ukazują one właśnie tę Prezydentową, która tuż po zabójstwie prezydenta poczuwa się do jak najlepszego upamiętnienia jego postaci. Wtedy obserwujemy przygotowania do pogrzebu - Kennedy powoli zaczyna robić z niego przedstawienie. Wystawia siebie i swoje dzieci przed kamery. Chce pokazać wszystkim jak ze starej, pogodnej Prezydentowej Jackie zmieniła się w skrzywdzoną wdowę Jacqueline Bouvier Kennedy i równocześnie wyjść z klasą z całego zajścia. Widzimy także jej relację z bratem zmarłego - Robertem, za wszelką cenę chroniącym bratową i jej dzieci. Trzecią linią fabularną jest rozmowa Prezydentowej z księdzem, która ma pomóc jej w rozwiązaniu dylematów moralnych, jakie zrodziły się w jej głowie po zabójstwie męża.

Idealnie odtworzone kostiumy i charakteryzacja sprawiają, że cała historia nabiera większego realizmu.
          Usłyszałam co do "Jackie" bardzo dużo zarzutów. Że niepotrzebny, że nudny, że się dłuży, że muzyka denerwująca, że dzieci źle grają, że nie do końca wygrany emocjonalnie. Żadnego złego słowa nie słyszałam tylko o Natalie Portman i osobiście uważam, że jest to jej najlepsza rola. Nawet lepsza niż ta Niny Sayers w "Czarnym Łabędziu" Darrena Aronofsky'ego, za którego aktorka otrzymała przecież Oscara w 2011 (Takie małe wtrącenie: Nat była wtedy w pierwszej ciąży, a była to jej druga nominacja i pierwsza nagroda. Teraz jest w drugiej ciąży i ma trzecią nominację, więc... może... może...). Obsesyjnie dążąca do perfekcji baletnica była przecież postacią fikcyjną, którą Portman miała dopiero stworzyć, a co za tym idzie, przekazać jej wiele swoich manier aktorskich, które aktorka i tak świetnie ograła. W przypadku Jackie Kennedy, Natalie musiała wczuć się idealnie w postać znaną na całą kulę ziemską. Przejąć jej maniery, sposób wypowiadania się, chodzenia. Udało jej się to znakomicie. Peter Sarsgaard jako Robert Kennedy także wypada bardzo naturalnie i dobrze współpracuje z Portman. Billy Crudup dostał taką specyficzną postać, o której podejściu do swojego reportażu nie wszystko nam wiadomo. Z jednej strony, odnosi się do rozmówczyni z szacunkiem, a z drugiej od czasu do czasu zada jej trudne pytanie, na które Prezydentowa choć odpowiada, to chcąc ukazać ludziom siebie jako nieskażoną ikonę chcącą po prostu jak najlepiej uczcić zmarłego męża, nie wyraża zgody na opublikowanie swoich słów. Nie wydaje się to jednak takie rażące i znieważające, ponieważ zarówno Jackie, jak i dziennikarz, często wypowiadają się dość ironicznie i sarkastycznie. Najgorszymi punktami aktorskimi w filmie są, moim zdaniem, Beth Grant i John Caroll Lynch w roli nowej pary prezydenckiej. Z naciskiem na Lady Bird Johnson, która jest tragiczna.

Oglądanie powstawania reportażu pozwala na zobaczenie obsesyjnej manipulacji medialnej przez Jackie.
       Nie chcę oceniać aktorsko dzieci, bo w tym przypadku po prostu się nie wyróżniały. Ani nie grały źle, ani dobrze. Tak zwykle, przeciętnie. Mam jeden zarzut co do ich ról, ale nie co do zagrania, tylko co do ilości, w jakiej pojawiły się na ekranie i ile tekstu miały do powiedzenia.

Kostiumy zostały odtworzone idealnie. Jest to zasługa genialnej Madeleine Fontaine.
        "Jackie" to nie jest jednak film idealny. Potencjał nie został do końca wykorzystany. Film trwa zaledwie godzinę i trzydzieści pięć minut, więc metraż nie jest zbyt długi, a brakuje mi kilku scen z wywiadu, rozmowy Jackie Kennedy z księdzem oraz tych z dziećmi. Wiadomo, że historia została mocno polukrowana, ale nie odbiera jej to pewnego realizmu, choć to głównie zasługa Natalie Portman. A nie wiem czy tak powinno być. Był pomysł na stworzenie wielkiego dzieła, które zdominuje swoim dramatyzmem Nagrody Akademii Filmowej. Nie do końca się udało. Mamy hermetyczną opowieść o kobiecie zanurzonej w swojej obsesji, żyjącej tymi dramatycznymi wydarzeniami przed kamerami, całym światem. Opowieść jednak miała szansę na bycie stuprocentowo podbudowanym na płaszczyźnie psychologicznej, rozbrajającym arcydziełem. Sceny z Natalie Portman i Johnem Hurtem wyszły naprawdę świetnie i wypadałoby dać ich trochę więcej. Ostatnim słabym punktem, o którym wypada mi tu wspomnieć jest oczywiście Beth Grant. Fakt, już o niej pisałam, ale wiecie, jak tylko ona się pojawia na ekranie, to ma się ochotę wyjść z kina.

To kto zdobędzie w tym roku Oscara? Natalie też na niego zasługuje.

          Według mnie, naprawdę warto zobaczyć "Jackie". Usłyszeć z ust Natalie Portman kilka wersów z "Camelotu". Zobaczyć te wszystkie sekwencje pełne cierpienia i najważniejsze, wyrobić sobie własne zdanie na temat tej produkcji, która podzieliła widzów chyba jeszcze bardziej niż "La La Land".

#TAKBARDZOOSCAROWO

"Jackie" została nominowana w 3 kategoriach: najlepsza aktorka pierwszoplanowa - Natalie Portman, najlepsza muzyka oryginalna - Mica Levi i najlepsze kostiumy - Madelin Fontaine. Jakie ma szanse? Natalie naprawdę zasługuje na Oscara, ale w tym roku konkuruje z Emmą Stone i Isabelle Huppert, które także pokazały się ze swojej najlepszej strony. Muzyka - no! No! No! Mica Levi stworzyła naprawdę emocjonujący soundtrack, ale w tym roku w tej kategorii królować będzie Justin Hurwitz. Ja ze stuprocentową pewnością przyznałabym statuetkę genialnej Madeline Fontaine za perfekcyjnie odtworzone kostiumy.







Widział już ktoś może? Jak wrażenia? #TeamEmma czy #TeamNatalie? A może #TeamIsabelle?








ŹRÓDŁO ZDJĘĆ: filmweb.pl, kinówki.pl
Wojna nikogo wielkim nie czyni, czyli "Przełęcz ocalonych" (2016)

Wojna nikogo wielkim nie czyni, czyli "Przełęcz ocalonych" (2016)


Tytuł: "Przełęcz ocalonych"
Reżyseria: Mel Gibson
Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
W rolach głównych: Andrew Garfield, Sam Worthington, Luke Bracey, Teresa Palmer, Hugo Weaving, Vince Vaughn
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Rok: 2016
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Wojenny


      Mel Gibson tworzy filmy pełne patosu, częstego nadęcia i postaci grubą krechą pisanych - to wiadomo nie od dziś. Kino wojenne jednak właśnie tego potrzebuje. Reżyser - na szczęście - potrafi to pokazać z pełnym szacunkiem dla całej historii. O "Przełęcz ocalonych" byłam więc od początku spokojna. Od ostatniego dobrego filmu wojennego minęło już w końcu piętnaście lat, więc wypadałoby już ruszyć z miejsca z czymś kolejnym. Co jednak, kiedy oprócz problemów związanych z byciem daleko od bliskich w ciągłym strachu o własne życie, dotykamy również dylematów moralnych związanych z głęboką wiarą? Tutaj może się pojawić pewien zgrzyt. Powiem szczerze, że nie przepadam za filmami typu "Bóg nie umarł"(a ostatnio tylko takie w tej tematyce są tworzone). Zwykle są pretensjonalne i nie potrafią opowiadać o Bogu bez niepotrzebnego zadęcia. Nie lubię tego. A jak jest z "Przełęczą ocalonych"?


              Desmond Doss (Andrew Garfield) jest spokojnym, uczynnym, młodym mężczyzną, wychowanym w religijnej rodzinie. Na początku filmu dowiadujemy się jednak, że nie wszystko w jego domu jest normalne. Tom Doss (Hugo Weaving - no bo kto inny może grać drugoplanowy, czarny charakter w filmie?!), ojciec, weteran I Wojny Światowej, regularnie bije swoją żonę (Rachel Griffiths) i dwóch synów (w roli Harolda Dossa - Nathaniel Buzolic). Oni jednak zawsze pozostają pogodni i uśmiechnięci - dni spędzając zwykle poza domem. Nadchodzi II Wojna Światowa. Młody Doss zaczyna sobie układać życie z pielęgniarką Dorothy (Teresa Palmer), jednak pomimo możliwości pozostania w swoim kraju, sumienie nakazuje mu wstąpić do wojska. Zostaje wysłany na Okinawę, gdzie ma służyć w korpusie medycznym. Desmond, ze względu na własne przekonania, odmawia udziału w ćwiczeniach z bronią oraz noszenia jej, przez co podpada przełożonym i kolegom z oddziału. Nie wiedzą oni, że właśnie w jego rękach za niedługo będzie ich los.


            Historia ta jest oparta na faktach, więc ekipa aktorska miała dość trudne zadanie odtwarzania prawdziwych postaci. Jak im to wyszło? Andrew Garfield jest czasami troszkę irytujący ze względu na swojego ultra-czystego bohatera, ale pewne momenty sprawiają, że patrzymy na niego zupełnie inaczej. Niezwykle podziwiam chemię pomiędzy nim a Teresą Palmer. Co najważniejsze, na tyle zaakcentowali swoje role, że to Garfield był tą główną postacią, jednocześnie dając dostatecznie wybrzmieć swojej ekranowej partnerce (Piszę to, ponieważ miałam obawy, że powtórzy się historia, której przez ostatnie dwa lata bohaterem był Eddie Redmayne, dwa razy z rzędu przyćmiony przez kobiety: raz przez Felicity Jones i raz przez Alicię Vikander). Drugi plan także radzi sobie naprawdę dobrze. Hugo Weaving - niczym król czarnych charakterów, Sam Worthington - czyli stoicki spokój i Vince Vaughn - w roli, jakiej pewnie nikt się po nim nie spodziewał.

  
               Bitwa o Okinawę robi naprawdę wielkie wrażenie. W kinie wojennym jedną z najważniejszych rzeczy jest brud. Po prostu brud. Wszędzie ziemia. Umorusani aktorzy w umorusanych mundurach. Sceny są naprawdę brutalne, co dodaje tego realizmu. Przecież mówimy o wojnie, która odciska piętno na życiu każdego człowieka. Dzięki całej scenografii, po seansie mamy poczuć się właśnie tak jak bohaterowie - brudni, obdarci z godności. 


               Mel Gibson znów wrócił do łask Hollywoodu "Przełęczą ocalonych". Jestem ciekawa, na jaką fabułę reżyser zdecyduje się następnym razem. Na pewno będzie z patosem i grubą krechą, bo to już wypracowany styl Gibsona. Oby było dobrze, tak jak tym razem. Z dobrą obsadą, z dobrym scenariuszem i ze scenami batalistycznymi, które zapierają dech w piersiach. W kinie tego reżysera bardzo lubię właśnie to, co napisałam na początku - umie bezpretensjonalnie opowiadać o głębokiej wierze i dylematach z nią związanych.

Bardzo polecam - 8/10 z <3 

#TAKBARDZOOSCAROWO

Co do kategorii najlepszy film, "Przełęcz ocalonych" jest filmem, który został nominowany, żeby go tylko nominować, no bo tak. Z góry wiadomo, że nie dostanie statuetki, ale za swój "bardzo amerykański charakter" został wyróżniony nominacją (bo wypada). Jak skończy "Hacksaw Ridge" na Oscarach? Pewnie z jakąś techniczną statuetką.


Walkę o złotego rycerza czas zacząć, czyli nominacje do Oscara 2017

Walkę o złotego rycerza czas zacząć, czyli nominacje do Oscara 2017

    Na Oscary się czeka. Zresztą po co by to pisać. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej od 1929 roku przyznaje je najlepszym (przynajmniej w założeniach) filmom i ich twórcom. Zdarzają się rozdania lepsze i gorsze. Tegoroczne - na szczęście - jest z pewnością w tej pierwszej grupie, bo poziom (po tych filmach, które widziałam na ten moment) jest naprawdę wysoki. To dobra rehabilitacja po zeszłorocznej niezbyt udanej gali. (Muszę tu wspomnieć o swojej miłości do tego z 2015, bo nominowanych i nagrodzonych zostało wtedy bardzo dużo moich ulubionych perełek).
     W tym roku nie obyło się jednak bez zaskoczeń, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Napisane są one przy kategoriach z jakimś komentarzem.

NAJLEPSZY FILM

Nominowani:




+ Dość dużo nominacji
+ Nominacja dla "Nowego Początku"
+ Nominacja dla "Aż do piekła"

Najlepszy aktor pierwszoplanowy

Nominowani:

  • Viggo Mortensen - "Captain Fantastic"
  • Denzel Washington - "Fences"
  • Ryan Gosling - "La La Land"
  • Cassey Affleck - "Manchester By The Sea"
  • Andrew Garfield - "Przełęcz ocalonych"

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa

Nominowane:

  • Meryl Streep - "Boska Florence"
  • Isabelle Hupert - "Elle"
  • Emma Stone - "La La Land"
  • Natalie Portman - "Jackie"
  • Ruth Negga - "Loving"
+ Nominacja dla Isabelle Hupert za "Elle"

- Nominacja dla Meryl Streep za przeciętną rolę w "Boskiej Florence"
- Brak nominacji dla Amy Adams za "Nowy Początek albo za "Zwierzęta Nocy"

Najlepszy aktor drugoplanowy


Nominacje:

  • Jeff Bridges - "Aż do piekła"
  • Dev Patel - "Lion. Droga do domu"
  • Lucas Hedges - "Manchester By The Sea"
  • Mahershala Ali - "Moonlight"
  • Michael Shannon - "Zwierzęta Nocy"
+ Nominacja dla Michaela Shannona za "Zwierzęta Nocy"
+ Nominacja dla Lucasa Hedgesa za "Manchester By The Sea"

Najlepsza aktorka drugoplanowa

Nominowane:

  • Viola Davis - "Fences"
  • Nicole Kidman - "Lion. Droga do domu"
  • Michelle Williams - "Manchester By The Sea"
  • Naomie Harris - "Moonlight"
  • Octavia Spencer - "Ukryte działania"

Najlepszy reżyser:



Nominowani:

+ Denis Villeneuve nareszcie doceniony przez Akademię.

Najlepszy scenariusz oryginalny:


Nominowani:

  • Taylor Sheridan - "Aż do piekła"
  • Mike Mills - "20th Century Women"
  • Yorgos Lanthimos, Efthymis Filippou - "Lobster"
  • Damien Chazelle - "La La Land"
  • Kenneth Lonergan - "Manchester By The Sea"
+ Nominacja za scenariusz do "Lobster".

Najlepszy scenariusz adaptowany:

Nominowani:
  • August Wilson - "Fences"
  • Luke Davis - "Lion. Droga do domu"
  • Tarell McCarney, Barry Jenkins - "Moonlight"
  • Eric Hesserer - "Nowy początek"
  • Allison Schroeder, Theodore Melfi - "Ukryte działania"

Najlepszy film nieanglojęzyczny:

Nominowani:

  • "Klient", reż. Asghar Farhadi (Iran)
  • "Mężczyzna imieniem Ove", reż. Hannes Holm (Szwecja)
  • "Tanna", reż. Martin Butler i Bentley Dean (Australia)
  • "Toni Erdmann", reżMaren Ade (Niemcy)
  • "Under Sandet", reż. Martin Zandvliet (Dania) 

Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny:


Nominowani:

  • "4.1 Miles", reż. Daphne Mazariaki
  • "Białe Hełmy", reż. Joanna NatasegaraOrlando von Einsiedel
  • "Watani: My Homeland", reż. Marcel Mettelsiefen
  • "Joe's Violin", reż. Kahane Cooperman
  • "Extremis", reż. Dan Krauss

Najlepsza charakteryzacja i fryzury:



Nominowani:

  • "Legion Samobójców", reż. David Ayer
  • "Star Trek: W nieznane", reż. Justin Lin
  • "Mężczyzna imieniem Ove", reż. Hannes Holm

Najlepsza muzyka oryginalna:


Nominowani:

  • Mica Levi - "Jackie"
  • Dustin O'HalloranVolker Bertelmann - "Lion. Droga do domu"
  • Thomas Newman - "Pasażerowie"
  • Justin Hurwitz - "La La Land"
  • Nicholas Britell - "Moonlight"
- Nominacja "Thomasa Newmana za beznadziejną muzykę do "Pasażerów.
- Brak nominacji dla Abla Korzeniowskiego za genialny soundtrack do "Zwierząt Nocy.

Najlepsza piosenka:


Nominowani:

  • "City Of Stars", wyk. Ryan Gosling z filmu "La La Land"
  • "The Empty Chair", wyk. Sting z filmu "Jim"
  • "Audition (The Fools Who Dream)", wyk. Emma Stone z filmu "La La Land"
  • "How Far I'll Go", wyk. Alessia Cara z filmu "Vaiana: Skarb Oceanu"
  • "CAN'T STOP THE FEELING!", wyk. Justin Timberlake z filmu "Trolle"
+ Nominacja dla "Audition (The Fools Who Dream)".

Najlepsza scenografia:

Nominowani:

  • Stuart CraigAnna Pinnock - "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"
  • Jess GonchorNancy Haigh - "Ave, Cezar!"
  • Patrice VermettePaul Hotte - "Nowy Początek"
  • David WascoSandy Reynolds-Wasco - "La La Land"
  • Guy Hendrix DyasGene Serdena - "Pasażerowie"

Najlepsze efekty specjalne:

Nominowani:

  • John Knoll, Mohen Leo, Hal T. Hickel i Neil Corbould - "Łotr 1. Gwiezdne Wojny - historie"
  • Stephane Ceretti, Richard Bluff, Vincent Cirelli i Paul Corbould - "Doktor Strange"
  • Craig Hammack, Jason H. Snell, Jason Billington i Burt Dalton - "Żywioł. Deepwater Horizon"
  • Robert Legato, Adam Valdez, Andrew R. Jones i Dan Lemmon - "Księga Dżungli"
  • Steve Emerson, Oliver Jones, Brian McLean i Brad Schiff - "Kubo i dwie struny"
+ Nominacja dla "Kubo i dwie struny".
+ Nominacja dla "Księgi Dżungli".


Najlepsze kostiumy:

Nominowani:

  • Madeline Fontaine - "Jackie"
  • Coleen Atwood - "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"
  • Consolata Boyle - "Boska Florence"
  • Mary Zophres - "La La Land"
  • Joanna Johnston - "Sprzymierzeni"

Najlepsze zdjęcia:

Nominowani:

Najlepszy długometrażowy film animowany:


Nominowani:

  • Toshio SuzukiMichael Dudok de Wit - "Czerwony żółw"
  • Travis KnightArianne Sutner - "Kubo i dwie struny"
  • Max KarliClaude Barras - "Nazywam się Cukinia"
  • Clark SpencerByron HowardRich Moore - "Zwierzogród"
  • Osnat ShurerRon ClementsJohn Musker - "Vaiana: Skarb Oceanu"

Najlepszy dźwięk:


Nominowani:

  • Christopher ScarabosioDavid ParkerStuart Wilson - "Łotr 1. Gwiezdne Wojny - historie"
  • Bernard Gariépy Strobl Claude La Haye - "Nowy Początek"
  • Greg P. RussellJeffrey J. HaboushMac RuthGary Summers" - 13 godzin: Tajna misja w Benghazi"
  • Steven MorrowAndy NelsonAi-Ling Lee - "La La Land"
  • Andy WrightKevin O'ConnellRobert MacKenziePeter Grace - "Przełęcz ocalonych"

Najlepszy krótkometrażowy film aktorski:


Nominowani:

  • "La Femme et le TGV", reż. Timo von GuntenGiacun Caduff
  • "Silent Nights", reż. Kim MagnussonAske Bang
  • "Timecode", reż. Juanjo Giménez
  • "Chór", reż. Kristóf DeákAnna Udvardy
  • "Ennemis Intérieurs", reż. Selim Azzazi

Najlepszy krótkometrażowy film animowany:

Nominowani:

  • "Blind Vaysha", reż. Theodore Ushev
  • "Pear Cider and Cigarettes", reż. Robert ValleyCara Speller
  • "Pearl", reż. Patrick Osborne
  • "Piper", reż. Marc SondheimerAlan Barillaro
  • "Borrowed Time", reż. Andrew CoatsLou Hamou-Lhadj

Najlepszy montaż:


Nominowani:

Najlepszy montaż dźwięku:


Nominowani:

Najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny:


Nominowani:

  • "Fuocoammare. Ogień na morzu", reż. Donatella Palermo, Gianfranco Rosi
  • "I Am Not Your Negro", reż. Hébert PeckRémi GrelletyRaoul Peck
  • "Życie animowane", reż. Julie GoldmanRoger Ross Williams 
  • "O.J.: Made in America", reż. Ezra EdelmanCaroline Waterlow
  • "13th", reż. Howard BarishSpencer Averick Ava DuVernay


          

        A co Wy sądzicie o wyborze nominowanych do Nagród Akademii Filmowej? Jest ktoś (coś?!) za kogo (za co?!) trzymacie kciuki? A może podkładacie nogi?
        Ja na ten moment #teamLaLaLand, ale liczę też na "Manchester By The Sea", którego nie widziałam, ale podejrzewam, że trafi w mój gust. Niestety, dystrybucja nie zadbała o ten film i jest puszczany w kilku kinach w Polsce - u mnie w mieście nie, więc ubolewam. 

ZDJĘCIA: filmweb.pl