Jak Iñárritu zdobywa Oscary, czyli "Birdman" (2014) vs. "Zjawa" (2015)

   Oscary - temat na topie. Na moim blogu prawie nie było dotąd treści od nich odbiegających. Dziś postanowiłam rozpocząć nową serię postów, wprowadzić powiew świeżości: Filmowe bitwy. Będę umieszczała krótkie recenzje, porównania dwóch produkcji, często ze sobą powiązanych, np. twórcą. Tak jak dzisiaj - Alejandro Gonzáleza Iñárritu. Żeby nie oddalić się zbyt daleko od mojego tematu - uzależnienia, jakim są Oscary, zapraszam was teraz na bitwę: "Birdmana" - zdobywcy "złotego rycerza" w głównej kategorii w 2015 i tegorocznego faworyta "Zjawy".



Ladies and Gentlemen...



This is...



"Birdman":
Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
Scenariusz: Alejandro González Iñárritu,
Nicolás Giacobone,
Alexander Dinelaris, 

  • Armando Bo
  • Obsada: Michael Keaton, Zach Galifianakis, Edward Norton, Emma Stone, Naomi Watts i inni...
    Rok produkcji: 2014
    Gatunek: Dramat, Komedia
    Opis fabuły: Riggan Thomson to aktor znany publiczności z roli superbohatera Birdmana, którego grał wiele lat temu. Po rezygnacji z występowania w serii spadł ze szczytu. Dziś jest zmęczony życiem. Jego córka wróciła właśnie odwyku, a z żoną rozstał się już kilka lat temu. Riggan próbuje wystawić swoją sztukę na Brodway'u, odzyskać rodzinę, a przede wszystkim odnaleźć siebie.

         Postanowiłam zacząć od "Birdmana" z prostego powodu: oglądałam go już kilka razy i miałam wystarczająco dużo czasu, aby przemyśleć jego sens. W poprzednim zdaniu jest zawarta odpowiedź na pytanie: Czy podobał mi się ten film? Tak, z pewnością  mogę to powiedzieć i uzasadnić za co. Po pierwsze: Michael Keaton w roli... Michaela Keatona?! Nie, w roli Riggana Thomsona, jednak w jego historii pełno jest nawiązań do głównego aktora. Zaczynając od tytułowego "Birdmana" (nawiązanie do Batmana odtwarzanego przez niego w latach 1989 - 1992), kończąc na karierze Thomsona, który tak, jak Keaton po roli superbohatera poszedł w odstawkę. Jednak to właśnie gra zmęczonego życiem aktora była czymś, co pozwoliło Panu Michaelowi wrócić na szczyt.


         Po drugie: Emmanuel Lubezki, a raczej zdjęcia wykonane właśnie przez niego. Ten Pan jest mistrzem w tym, co robi. Doskonałe kadry, świetnie ujęte miejsca i postacie. Wszystko jest na swoim miejscu. Nie dziwi mnie, więc drugi z rzędu Oscar dla Emmanuela Lubezkiego.
         Po trzecie: dwie, świetnie napisane, zapadające w pamięć postacie drugoplanowe grane przez Edwarda Nortona i Emmę Stone. Choć żadne z nich nie otrzymało za swoje role wujka Oscara, z czym nie do końca się zgadzam, mając na myśli Emmę, która moim zdaniem wypadła w swojej roli tak samo rewelacyjnie jak Patricia Arquette w znienawidzonym przeze mnie "Boyhoodzie".


          Po czwarte: przez cały seans reżyser ukazuje nam wiele momentów, w których zastanawiamy się, co jest prawdą, a co urojeniem głównego bohatera. To coś, co uwielbiam w filmach.

    Czy polecam? Tak, jednak to dość specyficzne kino, które nie każdemu przypadnie do gustu.

    OCENA: 10/10


    And the next is...



    "Zjawa"
    Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
    Scenariusz: Alejandro González Iñárritu, Mark L. Smith
    Obsada: Leonardo DiCaprio, Tom Hardy, Domhnall Gleeson, Will Poulter, niedźwiedzie Grizzly w CGI i inni... 
    Rok produkcji: 2015
    Gatunek: Dramat, Przygodowy
    Opis fabuły: Hugh Glass szuka zemsty na towarzyszach (a raczej na towarzyszu), który zostawił go po ataku niedźwiedzia i zabił mu syna.

         Do "Zjawy" podchodziłam, jak do ognia. Po pierwsze: wiele nagród, do których wbrew pozorom nie mam bezgranicznego zaufania (w szczególności do Złotych Globów, które właśnie ten film zdominował). Po drugie: niezbyt przychylne opinie internetowych krytyków filmowych, w których opinie wierzę najmocniej. Zasiadłam do seansu pokładając nadzieję w Iñárritu, Lubezkim, Hardym i wreszcie w DiCaprio, który podobno zdobędzie za rolę Hugh Glassa swojego upragnionego Oscara.


         Opis fabuły brzmi ciekawie. No właśnie, brzmi, bo pomimo pięknej oprawy wizualnej Lubezkiego, na ekranie "Zjawa" się już tak nie prezentuje. Akcja posuwa się bardzo wolno - równie dobrze film mógłby trwać godzinę krócej. Gdzieś ostatnio przeczytałam, że Leonardo musi się czołgać, aby nareszcie dostać swoją upragnioną nagrodę. Choć jego poświęcenie dla roli jest niekwestionowane (m. in. aktor jest weganinem, a do filmu zjadł surowe mięso). DiCaprio jest z pewnością plusem tego filmu. Podobnie, jak Tom Hardy w roli Johna Fitzgeralda.


          Dialogów w "Zjawie" jest, jak na lekarstwo. Można by je zmieścić na dwóch stronach scenariusza, których ten film miał z pewnością więcej.
         Grzechem byłoby nie wspomnieć o zdjęciach mistrza w swoim fachu - Emmanuela Lubezkiego, który także w tym roku jest niekwestionowanym zwycięzcą w swojej kategorii nagród i faworytem do swojego trzeciego z rzędu Oscara. Warto także wspomnieć o tym, że film nagrywano bez użycia światła sztucznego.


          Mam nadzieję, że "Zjawa" nie zdobędzie głównej nagrody Hollywoodu, bo absolutnie na nią nie zasługuje. Uwagę warto poświęcić przede wszystkim DiCaprio, Hardy'emu i zdjęciom Lubezkiego.

    Czy polecam? Warto zobaczyć, aby zobaczyć ten brud i niezłego DiCaprio.

    OCENA: 7/10

    Nominowany w kategoriach:
    • Najlepszy film
    • Najlepszy aktor pierwszoplanowy - Leonardo DiCaprio
    • Najlepszy aktor drugoplanowy - Tom Hardy
    • Najlepszy reżyser -  Alejandro González Iñárritu
    • Najlepsza charakteryzacja
    • Najlepsza scenografia
    • Najlepsze efekty specjalne
    • Najlepsze kostiumy
    • Najlepsze zdjęcia - Emmanuel Lubezki
    • Najlepszy dźwięk
    • Najlepszy montaż
    • Najlepszy montaż dźwięku

    And the winner is...


    "Birdman"


         Pewnie z recenzji zauważyliście już, że według mnie przewagę nad "Zjawą" ma "Birdman". Film, któremu według mnie było blisko do arcydzieła, przez co pokładałam w Iñárritu ogromne nadzieje. Niestety, reżyser zawiódł mnie filmem, na którego przemyślenie miał przecież wystarczająco dużo czasu. Żeby nie było, "Zjawa" nie jest jakąś porażką na miarę filmów Ed Wooda czy Tommy'ego Wiseau. To dobry film, ale myślę, że nie taki, na jaki się nastawiałam, jakiego oczekiwałam po tak wysokich ocenach na portalach filmowych, które przecież wystawiają widzowie. Może z moim gustem jest coś nie tak? Piszcie w komentarzach.
       
          



    2 komentarze:

    1. Jak już zapewne zauważyłaś, czytając moje recenzje, dla mnie oba filmy są na podobnym poziomie jeśli chodzi o ocenę, jednak przychylam się do Twojego werdyktu i biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw uważam, że "Birdman" jest ciekawszym, a na pewno głębszym filmem niż "Zjawa", która jest genialna pod względem technicznym, ale nie idzie za tym ciekawa historia, co dla mnie w kinie jest najważniejsze.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. "Birdman" jest ciekawszy za sprawą m.in. scenariusza, który jest słabą stroną "Zjawy" - można to było zrobić lepiej. Technicznie jest majstersztykiem (Ave, Lubezki!), ale chyba Inarritu zapomniał, że to za mało. Dziękuję za komentarz i zapraszam do dyskusji na temat innych filmów. ;-)

        Usuń