Złoto a skromnie - "Kler" (2018)
Wydawało
mi się jeszcze niedawno, że zabieram się za recenzję “Kleru”
tak długo, bo nie mam na to czasu. I tak – faktycznie nie mam
czasu, ale w każdym innym przypadku usiadłabym chociaż na 20
minutek codziennie, żeby napisać kilka zdań i po 3-4 dniach
miałabym już cały artykuł. Nowy film Smarzowskiego jest jednak
trudniejszy do oceny niż zdawało mi się tuż po seansie. Sam
stosunek do Kościoła, jaki mieliście przed filmem, nie zmieni się
zbytnio po tym, kiedy go obejrzycie. No chyba, że żyjecie w jakimś
odciętym od mediów i wiadomości świecie, w którym nie mogliście
przeczytać o wielu przypadkach pedofilii czy o finansowych
machlojkach czasem tam zachodzących.
Dlaczego
zatem “Kler” jest tak trudny do zrecenzowania?
Nowy
film Smarzowskiego opowiada historię trzech duchownych katolickich –
księdza Kukuły, księdza Trybusa i księdza Lisowskiego. Kilka lat
temu ich drogi połączyła katastrofa, z której cudem wszyscy uszli
z życiem. W każdą rocznicę tego zdarzenia spotykają się oni,
aby uczcić swoje ocalenie. Kiedy każdy z nich wraca do swojej
parafii, zderza się jednak ze skrzywionym obrazem kapłaństwa,
niezadowoleniem z życia i przede wszystkim – samotnością.
Lisowski pracuje w kurii, ale marzy mu się Watykan. Na jego drodze
wciąż staje jednak arcybiskup Mordowicz. Trybus jest księdzem w
biednej, wiejskiej parafii i żyje w związku z kobietą. Kukuła,
choć bardzo zaufany i dotąd żyjący w niezwykłej zgodzie ze
swoimi parafianami, zostaje oskarżony o pedofilię.
![]() |
Zwiastun zwiastował najgorsze (choć nie ukrywam, jego montaż bardzo mi się podobał), ale aż tak nie jest. |
Jak
pewnie słyszeliście już wiele razy, “Kler” to film zupełnie
inny niż jego zwiastun. Z lekkiej satyry w rytmie “Hej sokoły”
pozostało dzieło mocne i przygnębiające. Choć produkcja
Smarzowskiego nie odkryje przed Wami żadnych kart, o których już
byście nie wiedzieli. Reżyser zebrał w niej wszystkie historie,
jakimi kiedykolwiek żyły reportaże – pedofilia w Kościele i
skrzętne ukrywanie poszczególnych jej przypadków, finansowe
machlojki czy używanie swojej pozycji w niekoniecznie dobrych celach
– a następnie stworzył z nich poszatkowany zbiór tragedii dotykających tego rodzaju ludzkich jednostek.
Poszatkowany,
bo film jest zmontowany, szczególnie w pierwszej części, niczym
teledysk. To sprawia, że “Kler” ogląda się na początku bardzo
ciężko. Trudno przyzwyczaić się do któregokolwiek z bohaterów,
a do tego łączenie wątków wychodzi Smarzowskiemu dość kulawo.
Prowadzi to do zastanawiania się czy ten cały miszmasz do
czegokolwiek prowadzi. Później jednak reżyser postanawia
wprowadzić historię na właściwe tory i wychodzi mu to świetnie.
“Kler” od połowy jest produkcją nie tylko spójną i ciekawą,
ale także trzymającą w napięciu.
![]() |
W "Klerze" brakuje subtelności, która uczyniłaby tę historię uniwersalną. |
To
wszystko prowadzi do ostatniej sceny, która trwając zaledwie 3-5
minut sprawia więcej problemów niż cały film. Odzwierciedla
zresztą duży problem, z jakim Smarzowski się tu mierzy – czy iść
w realizm, czy w metatekstualną opowieść, czy może w idealizację
lub patologizację świata. W “Klerze” jest po prostu wszystko i
nie wiadomo, w co wierzyć. Do tego sprawia to, że historia
przestaje być tak uniwersalna i głęboka, bo reżyser wpycha swoich
bohaterów w siedliska pełne patologii, alkoholu i brudnych
pieniędzy. Tak bardzo pragnęłabym zobaczyć film, w którym
Smarzowski nie gubi się aż tak bardzo.
Mimo
pewnych wad, “Kler” to produkcja, którą absolutnie polecam
zobaczyć, wręcz uważam, że TRZEBA to zrobić. Głównie dlatego,
że ten film nie jest zwykłym tytułem, jaki zaraz zniknie z afisza,
ale czymś, o czym będzie się jeszcze przez długi czas rozmawiało
przy rodzinnych stołach, w autobusach czy na ulicy. Warto więc
wyrobić sobie własne zdanie, żeby jak niektórzy ludzie nie
upośledzać dyskursu, powtarzając cudze opinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz