Gdyby "Twin Peaks" i "Beverly Hills 90210" mieli dziecko, czyli "Riverdale" - sezon I (2017)

   
Tytuł: "Riverdale"
Sezon: I
Produkcja: Netflix i CW
W rolach głównych: KJ Apa, Lili Reinhart, Camila Mendes, Cole Sprouse, Madeleine Petsch, Casey Scott, Luke Perry, Mädchen Amick i inni...
Muzyka: Blake Neely
Zdjęcia: Stephane Jackson
Rok: 2017
Gatunek: Dramat ('Teen Drama')

    Przyznam szczerze, że bardzo lubię seriale z kategorii 'teen dramas'. Właściwie jedną z pierwszych amerykańskich produkcji telewizyjnych, jakie obejrzałam było "Beverly Hills 90210". Status legendy i olbrzymi wkład w modę serial Spellinga zdobył nawet pomimo tego, że nie błyskał zbytnio mądrością. Bohaterowie nie raz robili tak durne rzeczy, a przez 10 sezonów osiągnęli już poziom "każdy z każdym". Nic dziwnego, że popularność bogatych nastolatków zmalała z biegiem czasu. Niestety, "Beverly Hills 90210" nie utrzymało do końca swojego poziomu, a ukoronowaniem tego był finałowy odcinek - jeden z najgorszych, jakie kiedykolwiek widziałam. Z "90210" było już tylko gorzej... Następnym na mojej 'teen dramowej' mapie był serial muzyczny "Glee". Idealnie wpasowany w moje gusta. Oprócz tego, produkcja z misją. Moim zdaniem (a pewnie jestem w mniejszości), serial utrzymał swój poziom do samego końca, choć brak Cory'ego Monteitha był odczuwalny nawet bardzo. Minął rok od zakończenia produkcji Murphy'ego, a ja zaczęłam dalej szukać jakiejś serii, z której bohaterami mogłabym się w jakiś sposób utożsamić, dołączyć do fanklubu i - nie miejcie mi tego za złe - ironizować do największych fanek/fanów serialu. Postanowiłam spróbować zachwalanych wszem i wobec "Słodkich kłamstewek", ale dotrwałam do połowy I sezonu i dalej już się nie przemogłam. W marcu tego roku usłyszałam o dwóch podobno niesamowitych serialach - "Riverdale" i "Trzynaście powodów". Stwierdziłam, że skoro ten pierwszy jest cotygodniowy i na podstawie zachęcającego fabułą komiksu (chciałam się jeszcze zapoznać z pierwowzorem), a ten drugi to standard Netflixa, który miał już swoją premierę, postanowiłam zacząć od "13 Reasons Why" i ku mojemu zaskoczeniu.... okazał się jednym z najgorszych seriali, jakie oglądałam. Nie dotrwałam nawet do końca, chociaż mam nadzieję, że kiedy się rozluźni trochę w moim popkulturowym kalendarzu, to do niego wrócę. Do "Riverdale" podchodziłam więc jak pies do jeża. Wciągnęło mnie... i to baardzo. 7 odcinków wchłonęłam w jeden dzień, a później nie mogłam się już doczekać kolejnych. Nareszcie! Znalazłam moją 'teen dramę'!!!!

Gęsty klimat można kroić nożem. Poza tym, już dawno nie widziałam tak autoironicznego serialu. / Na zdjęciu: Camila Mendes (Veronica) i KJ Apa (Archie) / ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: filmweb.pl
         "Riverdale" opowiada o grupie nastolatków, żyjących w małym miasteczku Riverdale, których spokój przerywa nagle śmierć bogatego ucznia. Do paczki należą: Betty Cooper (fantastyczna, świeża Lili Reinhart - jedna z najlepszych ról w serialu), córka Alice (wręcz wybitna Mädchen Amick) - podstępnej dziennikarki - i Hala (całkiem dobry Lonchlyn Munro), szaleńczo zakochana w swoim najlepszym przyjacielu Archim Andrews (nieokrzesany i raczkujący dopiero KJ Apa, który choć na początku nie pokazał się aktorsko z najlepszej strony, to pod koniec rozwinął już skrzydła), typowa dziewczyna z sąsiedztwa, wspomniany już wcześniej Archie, rudowłosy chłopak, rozważający właśnie swoją drogę zawodową (wybór pomiędzy sportem a muzyką), syn Freda Andrewsa (rewelacyjny Luke Perry), Veronica Lodge (bardzo dobra Camila Mendes, której, niestety, scenarzyści zepsuli nieco przy końcu postać, przez co w niektórych momentach odczuć można "zmęczenie materiału"), córka Hermione (Marisol Nichols) i Hiriama - aktualnie odsiadującego wyrok za przekręty finansowe, bogata i pewna siebie dziewczyna, która dopiero co wróciła z Nowego Jorku do rodzinnej miejscowości matki oraz Jughead Jones (fantastyczny Cole Sprouse w jednej z najciekawszych ról z całego serialu), tajemniczy introwertyk, "człowiek zagadka", syn FP (rewelacyjny Skeet Ulrich) - alkoholika, mieszkający w swoim miejscu pracy, kinie samochodowym (dalszej jego historii opowiadać nie zamierzam, bo jest jednym z najciekawszych wątków serialu i odkrywamy ją stopniowo).

Bohaterów serialu poznajemy w najtrudniejszych momentach ich żyć. Nie przeszkadza nam to jednak w tym, aby szybko się z nimi utożsamić i wybrać "swoich ludzi". Ciekawe postacie z różnych sfer - dla każdego coś dobrego. / Na zdjęciu: Lili Reinhart (Betty) i Cole Sprouse (Jughead) / ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: filmweb.pl

Oprócz tego, jedną z pierwszoplanowych postaci jest też Cheryl Blossom (świetna i mroczna Madelaine Petsch), siostra zmarłego, Jasona Blossoma, wokół, którego sprawy kręci się I sezon. Dziewczyna pochodzi z bogatego rodu Blossomów, familii wytwarzającej stuprocentowy syrop klonowy, z którego słynie Riverdale. W serialu pojawiają się także bohaterowie drugoplanowi, którzy mają odegrać w przyszłości większe znaczenie (tak jak w komiksie), ale na razie pozostają na uboczu, np. Kevin Keller (dobry Casey Scott) - homoseksualny przyjaciel Betty, Josie McCoy (słabiutka Ashleigh Murray) - liderka zespołu Josie&The Pussycats, w którego skład wchodzą także Valerie Brown (niezła Hayley Law) i Melody Valentine (zupełnie przeźroczysta Ashantie Bromfield). W późniejszych odcinkach większe role odgrywają także rodzice bohaterów: wspomniani już wcześniej Cooperowie (Amick i Munro), Hermione Lodge (Nichols), Fred Andrews (Perry), Blossomowie (niezła Nathalie Boltt i średni Barclay Hope) oraz szeryf Keller (Martin Cummins), ale on akurat od początku do końca pojawia się i znika, niczym Józek z piosenki Bajmu.

"Riverdale" jest estetycznie przemyślane w 100%. Fantastycznie nakręcony, kostiumy dobrane perfekcyjnie, scenografia i oświetlenie robią ogromne wrażenie - uczta dla oczu. / Na zdjęciu: Madelaine Petsch (Cheryl) i KJ Apa (Archie) / ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: filmweb.pl

     "Riverdale" to przede wszystkim świetnie napisana historia z ciekawymi i bardzo dobrze zagranymi bohaterami. Choć różnią się oni - i to dość znacznie - od swoich pierwowzorów. Zresztą, sama fabuła jest oryginalnie napisana przez scenarzystów, więc nie ma co szukać w komiksach.(Pierwsze dwie różnice BEZ SPOILERÓW: 1. W komiksie Jason żył sobie i miał się świetnie, a do tego był zakochany w Betty. 2. Komiks opiera się głównie na trójkącie miłosnym pomiędzy Archim, Betty i Veronicą, tutaj... tak nie jest). Aktorsko nie ma się tak naprawdę do kogo bardziej przyczepić. Dla większości młodej obsady występ w serialu to debiut w większej roli. Perspektywa oglądania ich w kolejnych sezonach jest obiecująca. Oprócz tego, "Riverdale" jest nagrany naprawdę fantastycznie. Świetną robotę wykonali tutaj właśnie kamerzyści, scenografowie, oświetleniowcy i kostiumografowie. Klimat jest gęsty, kadry utrzymane w podobnej konwencji. Wszystko bardzo kiczowate i idealnie dopasowane do podejścia twórców do ich produkcji.

Na zdjęciu: Lili Reinhart (Betty) / ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: filmweb.pl
        No właśnie. "Riverdale" to serial przepełniony autoironią. Trzeba mieć wiele umiejętności, aby podejść z takim dystansem do swojej produkcji i do ogólnie pojętej 'teen dramy'. Nie oszukujmy się, ten gatunek uznawany jest powszechnie za zepsuty do granic możliwości, kiczowaty, a do tego, często nie nadaje się nawet na 'guilty pleasure'. Inaczej jest z "Riverdale". Kiczu jest tutaj obecny w każdej scenie, ale wciąż świetnie wysmakowanego i przedstawionego po prostu w przystępnej postaci. Zawdzięczamy to także fantastycznie dobranej muzyce. W serialu tym aktorzy także śpiewają. Możemy usłyszeć tu, m. in. znakomite wykonanie "I Feel Love" (oryg. Donna Summer) aktorek z Josie&The Pussycats oraz Camilii Mendes (Ronnie) oraz jeden najbardziej kiczowatych coverów ostatnich lat, czyli "Kids In America" (oryg. Kim Wilde) KJ Apa (Archie) i Camilii Mendes (Ronnie). Muzyka do backgroundu została również dobrana świetnie. Oprócz tego, produkcja jest bardzo dynamicznie zmontowana w sposób, który dodaje jej jeszcze tajemniczości i niepokojącego klimatu.

Na II sezon czekam jak chyba na nic innego w 2018 roku. Mam nadzieję, że serial utrzyma swój dotychczasowy poziom. / Na zdjęciu: Lili Reinhart (Betty), Camila Mendes (Ronnie), KJ Apa (Archie) i Cole Sprouse (Jughead). / ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: filmweb.pl
        "Riverdale" to świetny serial, który można polecić zarówno nastoletniej publiczności, szukającej czegoś, co może im zapełnić pustkę w ich fanowskim życiu oraz dorosłej publiczności, która chciałaby wrócić do kiczowatej estetyki lat 90. w mało infantylnym stylu. Podsumować "Riverdale" można jednym zdaniem: "Gdyby "Twin Peaks" i "Beverly Hills 90210" mieli dziecko..."(Madchen Amick i Luke Perry w ważnych rolach w obsadzie to chyba nie przypadek. To chyba wystarczająco dużo, aby zachęcić do tej wciąż rozluźniającej, ale jednak ambitniejszej niż większość prodkucji gatunku 'teen drama'.



OCENA: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz