Moc jest w nim silna, czyli "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy" (2015)


Tytuł: "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy"
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: Lawrence Kasdan, J.J. Abrams, Michael Arndt
Obsada: Daisy Ridley, John Boyega, Harrison Ford, Carrie Fisher, Oscar Isaac, Adam Driver, Mark Hamill, Domhnall Gleeson, Lupita Nyong'o, Anthony Daniels, Peter Mayhew, Andy Serkis i inni...
Rok produkcji: 2015
Gatunek: Sci-Fi, Przygodowy



      "Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..." - te słowa zna każdy człowiek od pokolenia moich dziadków wzwyż. W 1978 roku George Lucas zawojował światowe kino filmem o nazwie "Gwiezdne Wojny". Nikt wtedy się nie domyślał, że reżyser znany do tej pory przede wszystkim z "Amerykańskiego graffiti" stworzy fenomen jakiego wcześniej w Hollywood nie było. Jak każdy poczciwy twórca produkcji o gatunku zwanym naukową fikcją po 1968, wzorował się wiadomo na "2001: Odysei kosmicznej" Kubricka. 
W odstępie 2-3 lat wyszły kolejne dwa epizody "Gwiezdnych Wojen" już nie reżyserowane przez George'a, który zajął się produkcją. "Imperium kontratakuje" - legenda!!! Znakomity scenariusz Kasdana i reżyseria Keshnera. Ubóstwiany przez fanów epizod. W 1983 roku przyszedł czas na premierę "Powrotu Jedi"-mniej entuzjastycznie przyjętej części, ale prawdę mówiąc mojej ulubionej.
Po tym rozdziale sagi George Lucas postanowił sobie zrobić 16 lat przerwy, a w 1999 sfilmować historię przejścia Anakina Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy, co oznaczało kolejne 3 epizody. "Mroczne Widmo" znane z najbardziej irytującej postaci w dziejach kina - Jar Jar Binksa oraz "Atak Klonów" i "Zemsta Sithów" znane z drewnianego duetu Christensen&Portman. Po niepochlebnych recenzjach, 15 nominacjach do Złotych Malin oraz 4 anty-nagrodach, Lucas odpuścił sobie filmowanie kolejnych epizodów sagi rodu Skywalkerów...




 I wtedy nastała światłość. W 2012 Walt Disney Pictures kupuje LucasFilm i ogłasza wydanie kolejnej trylogii. Fani na całym świecie próbowali wyciągnąć od twórców jakieś informacje o fabule. Nic...Cisza...Tylko obsada: powraca stare trio(Hamill, Ford i Fisher), dorzucamy nowe trio (Ridley, Boyega i Isaac), nowy czarny charakter (Adam Driver) i spółka (Andy Serkis i Domhnall Gleeson). Tyle.
   I nadszedł 18 grudnia 2015 roku. Najbardziej fanatyczni i mniej śpiący fani (w tym ja) wyłapali bilety na 00:01. Reklamy - cisza na sali. W trakcie seansu nikt nie wychodził do toalety, ani po picie.
I co???... I żeby napisać właściwą część tej recenzji musiałam iść na to jeszcze 2 razy, aby uwolnić się od oszołomienia i przestać idealizować film, który jest przecież kontynuacją magii dzieciństwa, więc nie przyszło mi to łatwo


   Historia to faktycznie zrzynka z "Nowej Nadziei": Biedna dziewczyna bez rodziców żyje na pustynnej planecie (tylko tym razem Jakku, a nie Tatooine - ta okazała się być już zbyt oklepana). Zupełnie przypadkiem spotyka kolegę do pary - Finna, który szuka droida z mapą Luke'a Skywalkera  - wielkiego zaginionego Jedi. Żeby było ciekawiej, owy osobnik jest zbiegłym szturmowcem, co skrzętnie ukrywa przed Rey (imię dziewczyny). Muszą dostarczyć droida do bazy Ruchu Oporu. O czym Finn dowiedział się od Poe - żołnierza tej organizacji, z którym zbiegł z siedziby Najwyższego Porządku, gdzie rządzi Kylo Ren, pragnący zemsty na całej rodzinie Skywalkerów i ludzi z nią związanych.
   Nie ma co czepiać się Kasdana i spółki za historię, ponieważ broni się ona świetnie, nawet jeśli jest podobna do jednej z poprzednich. Postacie są jednak zupełnie inne. Kierują się innymi motywami. Impulsywny Luke został zastąpiony rozważnie myślącą Rey. Skywalker chciał jak najszybciej odlecieć z Tatooine "w siną dal", a dziewczyna nie chce opuścić Jakku, bo czeka na rodzinę, która ją tam przecież zostawiła. Trudno też spierać się o niedopowiedzenia scenariuszowe, których przecież w Starej Trylogii także było dużo. Znakomicie rozpisane postacie, złożone charaktery. Nie ma tutaj miejsca na schematy. Za to jest na komizm sytuacyjny i liczne gagi z nawiązaniem do starych epizodów.


   "Przebudzenie Mocy" odkryło dwie nowe gwiazdy kina: Daisy Ridley i Johna Boyege. Mi bardziej przypadła do gustu postać i styl grania Ridley, przez co czuję się zniesmaczona nominacją do BAFTA w kategorii 'Rising Star' dla Boyegi. Ze "starej paczki" najwięcej do pokazania miał Harrison Ford, któremu w tym filmie niczym w ostatnim "Indianie Jonesie", reszta bohaterów okazuje, jaki to on jest stary. Trzeba także wspomnieć o Marku Hamillu i jego magicznym spojrzeniu. Aktor pokazując się na niecałą minutę filmu kradnie wszystkie sceny, które do tej pory zostały nam pokazane w epizodzie i... napisy końcowe.
    Muzycznie ta część jest moim zdaniem najmniej wyróżniającą się. We wszystkich częściach, nawet w nowych jest utwór prowadzący, motyw przewodni (oczywiście nie licząc głównego "Star Wars Theme"). "Duel Of The Fates", "Across The Stars", "Battle Of The Heroes", "Force Theme", "Marsz Imperialny", "Victory Of Celebration", tutaj według mnie kandydatem jest jedynie "Rey's Theme", który był bardzo pozytywnym zaskoczeniem i najbardziej wyróżniającą się częścią składanki do "The Force Awakens". John Williams jest na tyle kreatywny, że nie mam obaw o soundtrack do kolejnego epizodu (jeśli kompozytor przyłoży do tego rękę, albo najlepiej cały sam napisze). Swoją drogą 60 lat pracy i jeszcze ma w głowie jakieś oryginalne motywy...niezła wyobraźnia.


   Ave, tradycyjne efekty specjalne! W nowym epizodzie "Gwiezdnych Wojen" CGI powróciły poczciwe naturalne plany filmowe. Za ich użycie film już dostaje ode mnie gwiazdkę, bo przecież to właśnie "greenscreen i spółka", a raczej ich nienaturalność zmarnowały resztki potencjału nowych epizodów. Siódma część "Star Wars" jest na pewno jednym z faworytów oskarowych w kategoriach technicznym.
  "Obrzucić pomidorami" można przede wszystkim chyba czarny charakter 2.0. Kylo Ren psychofan Dartha Vadera, który boryka się z problemami czy nie jest gorszy od swojego idola oraz cały czas waha się pomiędzy Ciemną, a Jasną Stroną Mocy. To o tyle ciekawy bohater, że nie jest jeszcze do końca zły, a w filmie poznajemy dużą część jego historii, ale z całym szacunkiem...po co mu ta cała maska. Oglądając ten epizod miałam uczucie, że Kylo Ren to największy socjopata w całej sadze. Żeby było ciekawiej - może o nim też napiszą prace psychologiczne.


   "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy" są lepsze niż Nowa Trylogia, ale jeszcze nie dosięgnęły poziomu Starej. Są dobrym początkiem kolejnej, na której następne epizody po prostu musimy poczekać.

OCENA: 8/10

Wiem, że to może długa recenzja i trochę za dużo biadolenia o starych częściach, ale i tak życzę miłego czytania, oglądania i zapraszam do czytania kolejnych recenzji. ;)

Nominowany w kategoriach:
  • Najlepsza muzyka oryginalna - John Williams
  • Najlepsze efekty specjalne
  • Najlepszy dźwięk
  • Najlepszy montaż
  • Najlepszy montaż dźwięku

ŹRÓDŁO ZDJĘĆ: filmweb.pl
  
  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz